Strony

Korzyści z pozbywania się rzeczy

Autor zdjęcia: Derek Jensen (PD)
Celem życia nie jest pogoń za rzeczami ani ich gromadzenie. Regularne oddawanie, sprzedawanie i wyrzucanie niepotrzebnych przedmiotów z domu może zaś przynieść bardzo dużo korzyści.

Zamiast kupować nowe szafy, a nawet większe mieszkanie, często lepiej pozbyć się zbędnych rzeczy. To przerażające, że ignorowanie tego faktu przekłada się na wydatki rzędu nawet kilkuset tysięcy złotych, lata pracy, nadgodziny, nieprzyjemne kredyty i niewygodną, stresującą wymianę mieszkań.

Czasem wiele przedmiotów zniechęca do przeprowadzki, nawet gdy np. po zmianie pracy dojazd stał się niewygodny.

Stwierdziłem, że nie zamierzam prowadzić muzeum. Czy to ceramiki, czy techniki. Nie zrobię z domu magazynu odzieżowego ani składu makulatury. Wiem, że stara lub niedziałająca elektronika nie stanie się dobrem kolekcjonerskim za kilkanaście lat. Nie zamierzam też trzymać rzeczy, które źle mi się kojarzą lub są brzydkie, które obniżają nastrój.

Nie chcę „pilnować” wszystkich przedmiotów, które w jakiś sposób znalazły się w domu. Jeśli popełniliśmy błąd i kupiliśmy coś niewłaściwego, to nie znaczy, że musi to być z nami do śmierci.

Gdy rzeczy jest za dużo, to ciężko nad nimi panować. Zapominamy o nich, nie używamy. Kurzą się, marnują, bo nikt ich nie używa.

Warto więc poświęcić czas na porządki. Nasze rzeczy i tak kiedyś ktoś będzie musiał uporządkować, np. po naszej śmierci. Po co obciążać bliskich?

Organizm ludzki pozbywa się tego, czego nie potrzebuje i dobrze na tym wychodzi. Źle jest, gdy gromadzi za dużo tłuszczu. Analogicznie, po co mieć „tłuste” mieszkanie, pełne niepotrzebnych rzeczy?

Przestrzeń

Nie domykające się szafy, porozrzucane rzeczy drażnią, przytłaczają i rozpraszają uwagę. Trudniej coś wyciągnąć, znaleźć, posprzątać. Wyrzucenie wielu przedmiotów może być odświeżającym doświadczeniem. W oczyszczonym pokoju będziemy bardziej kreatywni i lepiej skoncentrowani.

Powietrze

Mniej rzeczy to lepsze powietrze w domu. Meble i różne przedmioty robione są teraz z wielu sztucznych substancji, których cząsteczki przenikają do powietrza, pogarszając jego jakość. Może to obniżać samopoczucie, a nawet powodować alergie. Tyczy się to szczególnie nowych przedmiotów.

Prezenty

Jeśli ktoś chce zrobić dla nas coś dobrego i daje nam prezent, to nie znaczy, że musimy go trzymać do śmierci. To my decydujemy, co mamy w mieszkaniu, a nie inni. Prezent to prezent, a nie kula u nogi. Może czasem warto poczekać jakiś czas, zanim się tych niechcianych pozbędziemy, by uniknąć kłopotliwych sytuacji w stylu: „a gdzie wazonik ode mnie?”.

Nie lubię zwyczaju przynoszenia przedmiotów przy odwiedzinach, tej „opłaty za odwiedziny”. Bardzo wiele z nich jest nietrafionych (po świętach na Allegro pojawia się wiele ofert!). Po latach zaś trzeba zawracać sobie głowę sprzedawaniem, wyrzucaniem, rozdawaniem.

„To się jeszcze przyda”

Nieużywane rzeczy, które leżały u nas latami, już się pewnie nigdy nie przydadzą. Jeśli sprzedamy większość z nich, a np. jedna na sto okaże się potrzebna, to możemy ją dokupić z pieniędzy ze sprzedaży. Może też uda się pożyczyć? Będzie pretekst, by kogoś odwiedzić, zapukać do sąsiada i nawiązać z nim kontakt.

Przez istnienie syndromu „zostaw, bo się przyda” mam też dużą niechęć do kupowania rzeczy.

Dobre nawyki

Wielu ludzi zauważa u siebie proces ciągłego zagracania mieszkania. Pomocne mogą być pewne nawyki: np. wiosenne porządki lub pozbywanie się starej rzeczy (albo nawet dwóch), przy kupnie nowej. Nieistotne paragony, zużyte bilety można od razu wyrzucać. Warto zamawiać faktury elektroniczne (np. za Internet), a nie papierowe.

Najważniejsze jest jednak powstrzymywanie się lub odwlekanie decyzji o zakupie o tydzień, miesiąc, rok, pięć lat. Często w międzyczasie możemy się rozmyślić! Jako ludzie potrzebujemy niewiele, kupowanie zaś zabiera czas, męczy, odciąga od zainteresowań, spotkań z innymi. A i tak nabyte rzeczy szybko tracą urok.

„Techniki” wyrzucania

Ten śmieszny tytuł coś w sobie ma, bo faktycznie można wypracować sobie sposoby na wyrzucanie. Jak wyrzucić czasopisma, których szkoda? Sfotografować najpierw najciekawsze artykuły, przegrać na komputer, ewentualnie zrobić kopię na PEN drive i na skrzynkę pocztową.

Łatwo się przekonać do wyrzucania wielu breloczków, kubków, które mają krzykliwe logo firmy, jeśli stwierdzimy, że w naszym domu nie chcemy mieć reklam.

Mi pomaga też zrozumienie, że w życiu są różne etapy. Zamknięcie każdego z nich wiąże się z tym, że wielu przedmiotów przestajemy potrzebować: np. akcesoriów sportowych z dyscyplin, których już nie uprawiamy, czy niektórych notatek ze studiów, zwłaszcza gdy zawierają wiedzę, która jest w bibliotekach lub w Internecie.

Po co też trzymać przedmioty, które stają się dla nas obojętne albo wręcz nieprzyjemne? Byłby to brak „higieny mieszkaniowej”. Po co mieć ubrania, o których wiemy, że ich nie założymy, że są za małe, źle się w nich czujemy? Zbyt dużo naczyń w kuchni - czy faktycznie aż tylu gości na raz kiedykolwiek tu przyjdzie? Czy nie da się w razie potrzeby pożyczyć?

Niektórzy też wstawiają rzeczy do „czyśćca”, czyli np. specjalnego pudełka. Jeśli rzecz była niepotrzebna przez np. rok, to często spokojnie można ją wyrzucić.

Są tacy, co mogą potrzebować naszych rzeczy. Świadomość, że komuś pomożemy, może być świetną motywacją do oddania ich.

Gdy minie gwarancja na elektronikę, to kartony raczej się już nie przydadzą. Teoretycznie przy przeprowadzce, ale czy wszystkie warto trzymać?

Uwaga na dokumenty

Niektóre dokumenty mogą być potrzebne bardzo długo. Podobno zdarza się, że Urząd Skarbowy pyta: „A skąd pan miał na kupno mieszkania?”, „Skąd miała pani na pokrycie straty z działalności gospodarczej?”. Wtedy może być potrzeba sięgnięcia do bardzo starych dokumentów, zeznań podatkowych. Nawet na długo sprzed rzekomo obowiązkowych 5-7 lat! Dla urzędów zresztą człowiek to papier. Nie masz podstemplowanego dokumentu, nie masz racji. I żadne tłumaczenia nie pomagają.

Duża wartość sentymentalna

Niektóre stare, papierowe listy (ktoś jeszcze takie wysyła? Nie? To szkoda.), budzące żywe wspomnienia pamiątki niekoniecznie warto wyrzucać. Są one bowiem kluczem do naszych stanów emocjonalnych z przeszłości. Bez nich nie będziemy mieli wglądu w to, jak się wtedy czuliśmy. Choć nie ma co się za bardzo koncentrować na przeszłości, to jednak czasem można z niej wyciągnąć cenną lekcje na dzisiaj. Jeśli pamiątki są duże, to można zrobić im zdjęcie, a potem je wyrzucić. Wtedy nie będą zajmowały dużo miejsca. Warto tu jednak powiedzieć, że nasze odczucia z przeszłości czasem najwierniej potrafi wydobyć zapach lub dotyk, a tego już nie sfotografujemy.

Jak wyrzucać?

Odzież warto wrzucać np. do kontenerów na zużyte ubrania. Niepotrzebne dokumenty, listy papierowe – spalić (jeśli ma się dostęp do kominka), by nikt nie mógł ich odczytać. Zużytą elektronikę do pojemników na elektroodpady (grozi mandat za wyrzucenie gdzie indziej). Stare baterie – do specjalnych pojemników na baterie. Stare, przeterminowane leki powinni przyjąć w aptece. Chodzi tu też o ochronę środowiska, choć nie ma co się oszukiwać: niektórych rzeczy nie da się „ekologicznie” wyrzucić.

Można rozważyć serwis gratyzchaty.pl, gumtree.pl (rubryka „oddam za darmo”). Czasem można zostawić przy śmietniku, może ktoś weźmie.

Do sprzedania dobre jest Allegro. Warto tu sprzedawać większe rzeczy, by nie tracić czasu na zbyt małe transakcje.

Książki

Co prawda tysiące książek można zmieścić już na małym e-czytniku (Kindlu), który nie męczy oczu jak monitor, to ja ciągle lubię mieć dużo papierowych książek. Jako dziecko ceniłem sobie w domu u rodziców, że miałem dostęp do dużej biblioteczki. Przez to też dużo czytałem. Choć jeśli np. dzieci z domu się wyprowadzą, a są książki, z których latami nikt nie korzysta, to może warto oddać je do biblioteki, do znajomych? Oczywiście to zależy, bo ja do dzisiaj korzystam w książek rodziców, mimo że dawno się wyprowadziłem.

Zakończenie

Przyjemnie jest odzyskiwać przestrzeń w mieszkaniu, widzieć, że ma się mniej. Człowiek czuje się lżej, zrzuca psychiczny tłuszcz. Przez mało rzeczy może stać się skromniejszą osobą. Zauważyć, że potrzebuje niewiele od życia. To daje wspaniałe uczucie wolności i lekkości.

PS. Dopisek po roku. Dzieci rosną, a z nimi przybywa rzeczy: zabawek, książeczek, i wielu innych przedmiotów. I dobrze, dzieci tego potrzebują. A ile dokładnie, to nie wiem.

Ciekawy link w tym temacie:
http://tofalaria.blogspot.com/2011/10/w-jaskini-chomikow-mieszane-uczucia.html


39 komentarzy:

  1. Henryku, bardzo dobry i trafiony post. Właśnie zbliża się okres wiosennych porządków, do których się przymierzam. Zgadzam się z Tobą, że pozbycie się wielu niepotrzebnych, ubrań, starych nieużywanych notatek, papierów, zakurzonych prezentów i ozdób sprawia, że nasze mieszkanie staje się bardziej świeże i lepsze do życia. Tam gdzie więcej przestrzeni i porządku, tam sprawniejszy, czystszy umysł oraz większa ochota do robienia tego, co nas pasjonuje i cieszy. No cóż do pracy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja minimalizm przenoszę na trochę inną płaszczyznę - podczas wyjazdu starczy mi ubezpieczenie, dokumenty, karty kredytowe i telefon - resztę jeśli zapomnę to zawsze można znaleźć/kupić na miejscu. Dlatego pakowanie się na wyjazd niezależnie gdzie i na jak długo zajmuje mi zawsze nie więcej niż 10 minut.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja próbuje przekonać żonę do ograniczenia ilości rzeczy - od 4 lat próbuję i będę próbował dalej może się uda. Niedługo chyba w mieszkaniu wyznaczę sobie ścieżki pomiędzy rzeczami ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moją techniką wyrzucania jest "jeden za dwa" - jeden nabyty przedmiot, jedno ubranie, jest okupione pozbyciem się dwóch rzeczy. Taka ewolucja pozwala stopniowo zastąpić używane rzeczy nowymi, bądź bardziej funkcjonalnymi. Nie powoduje też nagłego skoku i efektu odrzucenia.
    Jestem przeciwnikiem bezmyślnego wyrzucania. Stare ubrania idą najpierw są znoszone w domu, potem idą na szmaty. Stare przedmioty użytkowe najpierw doszczętnie zużyję. I tak powoli zbliżam się do etapu w którym będę mógł sobie powiedzieć dość - mam dokładnie tyle ile potrzebuję.
    Zachwytem i przerażeniem jednocześnie witam nowe technologie. Pozwalają zachować mnóstwo rzeczy na małej karcie pamięci. W głównej mierze tyczy się to zdjęć, książek, muzyki z płyt czy filmów. Pozwala się pozbyć tego kolekcjonerskiego bagażu bez rezygnowania z cennej treści.
    Przeraża tylko swobodny dostęp ze strony różnych Internetu do naszej prywatności.
    Chyba jestem wyjątkiem, bo mnie czytanie z ekranu nie męczy, nie wspominając już o e-inku od którego pewnie mógłbym w ogóle nie odrywać wzroku. Tak więc książek ze spokojem mogę pozbyć się wszystkich. Jak i wielu innych rzeczy.
    Zauważyłem u siebie, że pojawienie się nowego przedmiotu w otoczeniu prowadzi do mojego rozdrażnienia. To chyba powinno wystarczyć do przekonania siebie samego, że mniej znaczy lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Po dwóch latach stopniowego minimalizowania, a przede wszystkim - zmiany myślenia, mogę podpisać się prawie pod każdym słowem Henryka. Staram się pozbywać rzeczy gospodarnie - sprzedawać na aukcjach albo oddawać komuś znajomemu. Jestem naprawdę zaskoczona, jakie to skuteczne, zwłaszcza sprzedawanie - nawet skuteczniejsze czasem niż oddawanie znajomym za darmo. Załóżmy np. że mam rzadką książkę o motylach (z której nie korzystam). Nikt z moich znajomych akurat motylami się nie zajmuje. Tymczasem, gdy wystawię ją na aukcji internetowej, do tej informacji mają dostęp tysiące osób i ktoś, komu naprawdę się przyda - kupuje.
    Na pewno przez te dwa lata mocno zmieniło się moje podejście do zakupów, reklam i konsumpcji. Może napisze o tym jakiś wpis u siebie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniałe przemyslenia, które w pełni podzielam. Zapraszam do czytania moich skormnych postów.
    Pozdrawiam
    konrad
    http://wystarczy-mniej.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Wychodzę z takiego samego założenia co do robienia z własnego domu/mieszkania magazynu, ale potrzebowałem trochę czasu żeby to zrozumieć.
    Mój ojciec był nieprawdopodobnym zbieraczem, magazynował książki (mało którą przeczytał), czasopisma, drobiazgi typu figurki, wazoniki etc, znaczki, tysiące zdjęć.
    Po jego śmierci to wszystko odziedziczyłem i jak ostatni kretyn zamiast się tego pozbyć zagraciłem sobie kolejne 3 domy, mordując się do tego z przeprowadzkami.
    Nie wyciągałem nawet rzeczy z kartonów. Zajmowały 2 pokoje, przedsionek, kotłownie i piwnicę. :)
    Kilka lat temu podjąłem decyzję aby tego wszystkiego się pozbyć. Książki rozdałem, trochę sprzedałem, minimalną ilość zostawiłem, reszta do kominka. Dobre 3 m-ce grzania. Znaczki okazały się nic nie warte (40klaserów!), rozdałem różnym dzieciakom. Reszta na allegro lub do śmieci. Teraz już się przyzwyczaiłem, ale po zakończeniu tych porządków, które trwały w sumie około roku, pamiętam uczucie radości i ulgi gdy patrzyłem na puste, uwolnione od gratów pomieszczenia.

    OdpowiedzUsuń
  8. "Odzież warto wrzucać np. do kontenerów na zużyte ubrania."

    Nie wiem czy tak jest nadal, ale kiedyś się dowiedziałem, co się dzieje z ubraniami z kontenerów. Nie są to informację z pierwszej ręki, więc może to nawet zupełna nieprawda, ale warto się zastanowić.

    Mianowicie ubrania z kontenerów nie trafiają do ludzi, którzy będą ich potem używać. Jest z tym więcej kłopotu niż pożytku, dlatego PCK ma umowę z firmą, które te rzeczy przerabia na czyściwo przemysłowe (czyli szmaty), a zyskiem dzieli się z PCK.
    Dlatego jeżeli ubranie jest całkiem dobre, to lepiej do kontenera nie wrzucać.

    Z oddawaniem rzeczy (nie tylko ubrań) jest u nas (w Polsce) pewien kłopot. Brakuje takiego Goodwilla, czy co tam mają za oceanem, gdzie można niepotrzebne rzeczy oddać i odpisać od podatku. W Goodwillu można też kupić w dobrej cenie rzeczy używane, bo nie zawsze potrzebna nam nówka.

    Czasem można w domu zebrać wielki karton różnych niepotrzebności, ale żeby to rozdać, to trzeba ze dwa tuziny organizacji objechać (co kosztuje), a i tak nie wszystko przyjmą. Brakuje miejsca, żeby móc oddać wszystko i mieć to z głowy.

    A przez to niektóre rzeczy trzyma się tylko dlatego, że szkoda wyrzucić, bo przecież jest w dobrym stanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Wwie na ulicy Bagatela jest sklep fundacji Sue Ryder i wiem, że tam przyjmują ubrania, książki, płyty, nawet widziałam naczynia. Sklep to sprzedaje, ale po b. niskiej cenie. Podobno też można oddać rzeczy na ul. Żytniej 1 A w Caritasie.

      Usuń
  9. Witam

    Gratuluję bloga. W końcu coś oryginalnego. Powoli obrastam w rzeczy, więc twój wpis będzie dla mnie motywacją, żeby to zmienić

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. A propos książek: ja nie cierpię czytać z ekranu. Niby można mieć w ten sposób pod ręką 1000 książek, ale czytam zwykle i tak jedną na raz, która waży i zajmuje miejsca mniej więcej tyle, ile czytnik. A poza tym książkę mogę wziąć zarówno do samolotu, jak i do namiotu. Nie muszę myśleć o ładowaniu akumulatora, wszędobylskich kabelkach, futerałach, odpowiedniej temperaturze i nasłonecznieniu (elektronika!) i nie mam problemu z utylizacją, a raczej spychologią. Bo nie myślcie sobie, że te firmy zbierające sprzęt elektroniczny robią coś niesamowitego z tymi odpadami. Ktoś mi kiedyś powiedział, że wszystko kończy się na oddzieleniu plastiku od szkła i metalu. A elektronika jest tak drobna, że nic z tym nie robią, tylko składują z dala od ludzi albo w biednych krajach za drobną opłatą.

    Jestem za korzystaniem z bibliotek - Najbardziej Niedocenianej Zdobyczy Cywilizacyjnej. Kiedyś ludzie ginęli na stosach, żeby móc czytać, albo na wojnach, żeby zdobyć książkę. A my mamy wszystko za darmo w bibliotece osiedlowej, 5 minut spacerkiem. Chodzę do swojej regularnie (co 1-2 tygodnie) z całą rodzinką od wielu lat (książki wypożyczamy siatkami) i mam wrażenie, że przeczytałem dopiero niewielki ułamek zasobów. O innych bibliotekach nie wspomnę... Życia mi nie starczy, żeby wszystko przeczytać!

    Dlatego irytuje mnie, jak słyszę w radiu (TV nie posiadam), że "czytelnictwo spada, bo spada sprzedaż książek". Co ma piernik do wiatraka? Ja od dawna nie kupiłem żadnej książki, a w domu mam ich coraz mniej (głównie encyklopedie i podręczniki), a takich jak ja są setki i tysiące! Zgodzicie się ze mną?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodzę się, choć moja osiedlowa (o statusie wiejskiej) biblioteka jest bardzo ubogo wyposażona. Głównie współczesne romansidła i kryminał dla gospodyń domowych, prawie nie ma klasyki wielkiej literatury. Mimo to nie poddaję się i czego nie ma w bibliotece, to szukam po znajomych. Prawie nie kupuję książek, a ciągle coś czytam :)

      Usuń
    2. i gospodynie domowe czytają klasykę wielkiej literatur :P

      Usuń
  11. No a wpis rewelacyjny, jak zwykle zresztą :-)
    Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam. Minimalizowanie otoczenia stało się częścią mojego życia. To niekończące się zajęcie. Wciąż w szufladach i w szafach można znaleźć coś, czego właściwie nie potrzebuję. Uwielbiam ten moment, gdy nowy drobiazg, ciuch, czy jakiś przedmiot przeznaczony zostaje do usunięcia. Mieszkam w dużym mieście i jest tutaj, czynna w każdą niedzielę, olbrzymia giełda, gdzie każdy może wszystko sprzedać i wszystko kupić. Tam właśnie pozbywam się wszystkiego tego, co w tygodniu odłożę. Cieszą zarobione przy okazji pieniądze,a najbardziej coraz większe luzy w mieszkaniu. Pozdrawiam wszystkich tu zaglądających. Basia

    OdpowiedzUsuń
  13. Anonimowy: To fajnie :)

    Mav: Ciekawe podejście. 10 minut pakowania się to niezły wynik. Na pewno przyjemniej jest dzięki temu podróżować.

    Insurancemarket: Trudny temat.

    Hubert: Ciekawe, piszesz, że przeraża Cię kwestia Internetu i prywatności, a np. prowadzisz bloga :)

    Tofalaria1: Internet bardzo pomaga w minimalizowaniu. Dzięki niemu można łatwo sprzedać coś mało popularnego (książki o motylach), jak też szybko dostać coś rzadkiego - przez to łatwiej się pozbywać rzeczy, bo wiadomo, że w razie czego łatwo je można odzyskać.

    Konrad: Zaglądam tam :)

    Artur xxxxxx: Niesamowita historia :)

    iss: No niestety. To kto założy w Polsce Goodwilla?

    finanse osobiste i oszczędzanie: Witam i pozdrawiam.

    Adam: Zgadzam się co do bibliotek. Nie mówi się o nich, bo na nich się nie zarabia :)

    Faktycznie, branie jednej książki z biblioteki na raz to tak jakby mieć Kindle.

    A co do zużytej elektroniki, to niestety z utylizacją jest kiepsko. Kiedyś wkleiłem już filmik na ten temat: http://www.youtube.com/watch?v=0JZey9GJQP0.

    Basia: Taka giełda jest świetnym miejscem na pozbywanie się rzeczy. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. tu akurat popieram autora w całej rozciągłości

    sam bym lepiej tego posta u siebie nie napisał

    OdpowiedzUsuń
  15. Henryku, wpis wspaniały :-) nic dodać nic ująć.
    Wiosna do tego sprzyja wyrzucaniu, więc może niedługo dojdę do wniosku, że jednak mam ogromny metraż...

    OdpowiedzUsuń
  16. trzy worki na śmieci z ubraniami zaraz będą leżały koło śmietnika (oczywiście są podpisane, że ubrania) - może ktoś przygarnie.
    dzięki za motywację! :)

    OdpowiedzUsuń
  17. R-O: :)

    minimaLenka: Chętnie o tym przeczytam (jak mnie zaprosisz na swój blog).

    sopo: Nieźle :)

    OdpowiedzUsuń
  18. dzięki! to dopiero początek :)
    a worki stały obok śmietnika około godziny :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Właściwie to nie potrafię się nie zgodzić z tym co piszesz. Sam cierpię na syndrom chomika i okresowo, raz na dłuższy czas robię gruntowne porządki, które powodują, że muszę wykonać kilka kursów do komunalnego śmietnika, po czym jak za sprawą magii zyskuję dużo wolnej przestrzeni. Cały czas walczę ze sobą, by unikać tak gruntownego remanentu rzeczy i pozbywać się niepotrzebnych rzeczy na bieżąco, czasem mi się to udaje, ale nadal jest wiele do poprawy.

    OdpowiedzUsuń
  20. Popieram ideę "odchudzania" mieszkania z rzeczy.
    Powstaje przestrzeń do głębszego oddechu -
    w sensie przenośnym i dosłownym.

    I jest jeszcze jedna, dla niektórych trudniejsza, idea "odchudzania" - odchudzić swoje "Ego".

    Odchudzić z:
    - setek "niepotrzebnych potrzeb " :)
    - niewłaściwie realizowanych porywów emocji i temperamentu
    - służenia różnym wewnętrznym bożkom (np. celebrowanie swojego znaczenia, sławy)
    - postaw niewłaściwych (np. nietolerancja)
    - nadmiernemu przywiązaniu do myślenia dualistycznego (dobre - złe, bliskie - dalekie)
    - niepotrzebnych zgubnych nawyków ("kliknę, co tam znowu napisali o przekrętach polityków")
    - motywacjach w złych kierunkach
    - trwonienia energii nie na to, co trzeba
    - wyolbrzymionego obrazu siebie
    - mechanizmów obronnych
    - sztywności przekonań...

    To oczyszczanie pomaga żyć. Zwłaszcza rodzinie. :)

    Zbyt Późno Oświecony Patriarcha Ormiańsko-Żydowski
    z malejącym "ego" ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Trafiłem w Wysokich Obcasach na artykuło minimalizowaniu ilości posiadanych rzeczy, temat mnie bardzo zainteresował, nie miałem pojęcia, że taka ideologia istnieje, a w zasadzie od zawsze byłem jej zagorzałym zwolennikiem. Dzięki temu blogowi zainspirowałem się jeszcze bardziej do działania na rzecz odchudzenia domu oraz poznałem ciekawe techniki. Dzięki, pozdrawiam!
    ps
    Muszę też na grunt rowerów przenieść trochę pomysłów z pozbywaniem się zbędnych rzeczy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytam i zachwycam się mądrością i trafnością słów.
      Mam syndrom chomika, a dodatkowo dom, więc cała rodzina i znajomi przekonują mnie, że wszystko mi się przyda.
      Myślę, że syndrom chomika jest powszechną przypadłością, zwłaszcza w tej części społeczeństwa, która pamięta czasy gdy w sklepach nic nie było.

      Po zagraceniu piwnicy, strychu i chałupy przypałość chomika zaczęła mnie uwierać więc zaczęłam czystki. Ciężko mi idzie. Nie potrafię wyrzucać, marnować.
      Korzystam z serwisów allegro, następnie co nie pójdzie graty z chaty.
      Segreguję śmieci - co się da sprzedaję na surowce wtórne.

      A oprócz tego w życiu kieruję się filozofią minimalizmu. Mam to w genach po babci- jej nic nie było potrzebne.

      Mam maleńki domek (80m2) i minimalistyczny samochód (stare seicento na gaz)

      Pracuję za niewielkie pieniądze i nie mam chęci szukania lepiej płatnej pracy i zarzynania się, żeby lepiej zarabiać.
      Po prostu gospodaruję pieniędzmi, tak,
      żeby wystarczyło na wszystko.

      Jeżdżę pod namiot od zawsze.

      Nie korzystam z kart kredytowych, ma kredyt hipoteczny, który niedługo spłacę i kredyt konsumencki na materac rehabilitacyjny (materac drogi, nie było kasy, a kręgosłup bolał)

      Nie oglądam telewizji bo nie mogę znieść reklam, przemocy, nawet przy bajkach się denerwuję, mało słucham radia - z tego samego powodu.

      Nie używam chemii w żadnej postaci, piorę w orzechach i mydle biały jeleń, z lekarstw ma w apteczce aspirynę. Leczę się naturalnie np kapustą z dobrym skutkiem.

      Jem głównie warzywa i owoce na surowo.

      Więcej grzechów nie pamiętam. Myślałam, że ześwirowałam w tym świecie gdzie w dobrym tonie jest posiadać.
      A tu czytam, że takich "wariatów" jest więcej. Uff jaka ulga.

      Usuń
    2. jedząc głównie owoce i warzywa na surowo- nie zazdroszczę jelitom. gazy Cię nie męczą ? a co do pracy- czy to nie jest zwykłe lenistwo ? jest do dobrze, po co będę zmieniać pracę, jest okej..

      Usuń
  22. Właśnie takiego tekstu potrzebowałam! Wielkie dzięki! :) też chcę zapanować nad tym co dzieje się w domu, ale ciężko mi się rozstać z rzeczami, właściwie nie wiem dlaczego, skoro niektóre leżą nieużywane kilka lat. Czas zrobić z tym porządek :-)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja mam podobny problem. Lubię ład wokół siebie, ale trudno mi jest pozbyć się rzeczy do których mam sentyment. Będę musiała, bo nigdy nie zapanuję nad rzeczami. Oglądam na TLC cykl reportaży o syllogomanii, czyli manii chomikowania. Godne polecenia, a zarazem straszne, co nawyk gromadzenia może zrobić z niegdyś ładnymi mieszkaniami lub domami i z człowiekiem w ogólności. Moi rodzice są "chomikami" i to zaważyło na życiu. Tak sądzę.

    OdpowiedzUsuń
  24. Ciekawy wpis. Jestem typem zbieracza, ale na razie nie odczuwam jeszcze negatywnych skutków ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Jestem na początku swojej drogi minimalistki... Właśnie przeczywałam tekst w Wysokich Obcasach. Siedziałam czytając w pociągu i czułam naciągnięty mięsień barku. Naciągnęłam go bo taszczyłam mega ciężką torbę, pełną - rzeczy! Ta podróż to był gwóźdź do trumny, bo jeszcze rączka od torby mi się rozwaliła. I musiałam to wszystko nieść! I bardzo dobrze się stało! Ledwo dotarłam do domu. Rozpakowałam torbę, pełną ciuchów, gadżetów i powiedziałam sobie NIE!!!
    www.zeszminkawpodrozy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  26. PS!
    Proponuje więcej zdjęc takich ilustrujących tekst! Wiem, że blog jest minimalistyczny, ale ja błagam o więcej fot!

    OdpowiedzUsuń
  27. Witaj, ta przygoda z torbą to może po latach okaże się punktem zwrotnym w życiu :)

    Racja, przydałoby się więcej fotek, zwłaszcza wnętrz. Może kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń
  28. "Starożytni mędrcy twierdzili, że szczęśliwszy jest nie ten,kto więcej posiada, ale ten kto mniej potrzebuje" (http://www.panihelenka.republika.pl/zlotemysli.htm)

    OdpowiedzUsuń
  29. I ja dorzucę coś od siebie w tym temacie. Zbieractwo mamy chyba w genach :) Kiedyś zbieraliśmy rzeczy potrzebne do przetrwania w lasach teraz zbieramy po giełdach i galeriach handlowych..

    taka mała wstawka video do tematu

    http://www.youtube.com/watch?v=IdXKJcnU98o

    Polecam jednak obejrzeć cały film ;)
    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  30. Pozbywam się rzeczy systematycznie odkąd byłam dzieckiem. Wyrzucam, oddaję dla biednych itp. Rzecz to dla mnie normalna jak oddychanie. Nigdy bym nie pomyślała, że stoi za tym jakaś filozofia i mogę być minimalistą. ;)

    OdpowiedzUsuń
  31. A ja mam niestety taki problem, że u mnie w domu największą zbieraczką niepotrzebnych rzeczy jest moja mama. Kupuje mnóstwo ubrań, które są tylko magazynowane, szafy się uginają i nie domykają. Nie mam pojęcia jak to ogarnąć, w końcu to nie moje rzeczy więc nie mam prawa ich wyrzucać, sprzedawać czy wydawać. Rozmowy też nic nie pomagają, ona po prostu musi coś kupić bo inaczej źle się czuje, taki nałóg...

    Jakieś pomysły jak problem rozwiązać?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  32. Ja staram się spieniężać niepotrzebne rzeczy. Wiele lat temu sprzedałem stare podręczniki szkolne na Allegro i zarobiłem dzięki temu jakieś tysiąc złotych :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Dodatkowym plusem gdy mamy mało niepotrzebnych rzeczy jest to, że nie musimy się aż tak bardzo martwić o kradzież. Bagaż psychiczny jest mniejszy.

    Myślę, że gdy mamy tylko potrzebne rzeczy to łatwiej je uzupełnić. Szczególnie, gdy nasz telefon to nie najnowszy model z świeżo wziętym abonamentem :)

    OdpowiedzUsuń