Skąd brać zdrową i smaczną żywność? Najlepiej z własnej działki. Gdy nie mamy jednak takiej możliwości lub jedzenia stamtąd jest za mało, pozostają targi, sklepy z żywnością ekologiczną, warzywniaki i markety. Z tych opcji dosyć atrakcyjne wydaje się kupowanie na targu.
Wspaniałe jedzenie
Z reguły na targowiskach można kupić żywność bezpośrednio od rolników. Jest tam tyle wspaniałych warzyw, owoców, ziaren, roślin strączkowych, grzybów, orzechów i innych towarów. W większości nieprzetworzonych, lokalnych i sezonowych, czyli świeżych i nie wymagających wielu środków konserwujących. Owszem, wielu rolników na pewno używa trochę pestycydów i sztucznych nawozów, ale mimo to ich produkty są często tanie, zdrowe i smaczne.
Na targach nie ma słodyczy, wyjałowionej, przemysłowo przetworzonej, zakonserwowanej żywności, ze sztucznymi barwnikami, szkodliwym cukrem i tłuszczami trans. Bez tych niezdrowych rzeczy, których pełno jest w większości sklepów i supermarketów. Dlatego uwielbiam targi, bo w moim odczuciu handluje się tam czymś normalnym. Wchodzę, a tu w większości zdrowe produkty, a nie składowisko trucizn.
Żywność na targach co prawda nie jest idealna, ale według mnie zawiera i tak mało chemii w porównaniu do wielu produktów. Co do pestycydów, to nieekologiczne mięso często zawiera ich więcej niż bazarowe warzywa, jeśli zwierzęta jedzą pryskaną paszę.
Na targach jest dużo sezonowej żywności. Któregoś razu jesienią kupiłem sobie włoskie orzechy. Sam je łuskałem i były bardzo smaczne. Łuskanie wcale nie jest dla mnie kłopotliwe. Wolne jedzenie jest zdrowe, więc w trakcie gdy jem jednego orzecha, mogę obierać następnego. Takie obrane ze sklepu poza sezonem z reguły są niesmaczne, a często i niezdrowe. Bowiem tłuszcz w nich szybko jełczeje. Poza tym dodaje się też do nich sztuczne konserwanty. No i im dłużej stoją, tym więcej mają toksyn.
Mniej śmieci i spalin
Produkty na targu są zwykle sprzedawane bez kolorowych, pełnych chemii opakowań. W sklepach zaś jest ich pełno. Zamieniają się one szybko w sterty śmieci, za których wywóz musimy płacić w czynszu i które zanieczyszczają glebę na przepełnionych wysypiskach.
Co prawda na bazarkach rozdają za dużo siatek z folii, ale ja noszę ze sobą swoje torebki i staram się nie brać ich od handlujących. Ech, gdzie te czasy, kiedy sprzedawca sypał towar na wagę i przesypywał do toreb, które nieśli ludzie?
Towary na bazarkach są często przewożone z pobliskich wsi, a nie z zagranicy. Mniej więc spala się benzyny przy transporcie. Wspierając taki rodzaj sprzedaży, dbamy o czystsze powietrze i zużywanie mniejszej ilości zasobów.
Na świeżym powietrzu jest milej
Targi są z reguły na świeżym powietrzu. Wolę to, niż duszne budynki, choćby to były „cud-galerie” zaprojektowane przez znanych architektów (choć niestety na targach są palacze, ale o wczesnych porach jest ich mniej). Podoba mi się też ta prostota wymiany na powietrzu. Przez to jest też taniej.
Wpływ kupowania na targu na całe społeczeństwo
Na bazarkach rolnicy sprzedają bezpośrednio do końcowych odbiorców. Bez całej gamy pośredników: hurtowni, dystrybutora, właściciela sklepu, sprzedawcy, z których każdy bierze dla siebie trochę pieniędzy. Bez korporacji, w których wyższa i średnia warstwa zarządzająca zgarnia większość zysków, a reszta pracowników dostaje marne pieniądze. Na targu rolnicy mają więc większą szansę na godziwy zarobek.
Polecam gorąco film „Nakarmimy świat” (w oryginale „We Feed The World”). Pokazuje jak wielkie farmy np. w Hiszpanii produkują tanie warzywa, często słabej jakości, wypierając z rynku rolników z biednych krajów. Najgorsze jest to, że ta żywność jest dotowana, a zatem zabiera się pieniądze podatnikom, by sztucznie obniżyć cenę końcową (1). A potem niszczy się lokalne społeczności rolników w innych krajach. Dodatkowo żywność jeździ tysiące kilometrów, przez co jest więcej hałasu i spalin. Ja tego nie chcę, więc kupuję żywność lokalną.
Wolę nie wspierać korporacyjnej żywności. Wyobraźmy sobie, że większość ziemi miałyby na własność korporacje. Mało kto byłby na swoim albo pracował na swojej ziemi. Byłoby to straszne! Dlatego wolę kupować od rolników, bo wtedy wspieram model społeczny, z którym się zgadzam.
W przeciwieństwie do wielu ekonomistów, uważam że w normalnym kraju jest co najmniej 10-20% rolników. Jestem przeciwnikiem tzw. „postępu technologicznego” w żywności (który pod wieloma względami bardziej przypomina regres), gdzie rolnictwem zajmuje się około 1% populacji (tak jak to jest w USA). Dlaczego? Bo im mniej rolników, tym większe gospodarstwa i więcej pestycydów i sztucznych nawozów, czyli mniej smacznej i zdrowej żywności. A do tego większe skażenie wód i gleb od pestycydów i nawozów sztucznych. Jest tu też aspekt społeczny: gdy ludzie mają swoją ziemię, to posiadają środki produkcji żywności. W razie kryzysu ekonomicznego mogą wyżywić siebie i rodzinę ze swojej ziemi. Do tego więcej ludzi jest też bliżej natury.
Jak rozpoznać, które warzywa i owoce są dobrej jakości?
Oczywiście, na targu zdarzają się też gorsze towary: np. warzywa importowane z zagranicy, które wyglądają niby dobrze, ale mają słaby smak i mało wartości odżywczych. Podejrzane wydają się też zbyt okrągłe, duże i „idealne” warzywa i owoce. Wiele z nich było intensywnie pryskanych, dodawano też do nich sztuczne nawozy, a może i różne konserwanty. Najlepiej porównywać ich smak i wygląd z tym, co jemy z działki.
Na targu są oczywiście oszuści, co będą mówić niezgodnie z prawdą „mam ekologiczne, niepryskane, krajowe”. Z upływem czasu można jednak znaleźć swoich zaufanych sprzedawców.
Pomimo pryskania żywności, według mnie jej jakość jest z reguły lepsza na targach niż w wielu supermarketach albo nawet niektórych warzywniakach, choć to wszystko oczywiście zależy od konkretnych miejsc (bo czasem nawet supermarket może mieć dobrych lokalnych dostawców).
Częściej też trafiałem na gorsze towary przy pojedynczych stanowiskach z warzywami i owocami w ważnych punktach miasta.
Próby kompromitacji
Targi są raczej niewygodne dla supermarketów. Kto wie, może były próby przekupstwa urzędników, by zamknąć jakiś bazarek. Czasem pojawi się jakiś spreparowany artykuł w gazecie, że rzekomo targ „szpeci okolice”. Ja zaś i tak wolę targowiska na powietrzu, a nawet blaszaki, z dobrymi towarami od rolników, prostotą wymiany i sprzedażą bezpośrednią.
O wygodzie
Targ może być dalej od naszego domu niż warzywniak czy supermarket, ale ja traktuję pójście tam jako spacer, nawet jeśli muszę jeszcze podjechać komunikacją miejską. Gdy robię zakupy sam, to mogę podjechać wcześnie rano rowerem z koszyczkiem (bo później jest za tłoczno). Gdy idę z żoną, to możemy razem porozmawiać. Mogę też nieść ze sobą dziecko w chuście/nosidle ergonomicznym, wtedy też i maluszek skorzysta ze spaceru i świeżego powietrza.
Najlepiej iść tam jak najwcześniej rano, bo jest mniej ludzi. A i na ulicach spokojniej. Przydaje się tu wczesne wstawanie.
Ostatnie słowo
Opisałem tutaj moje doświadczenia z kilku miejsc – oczywiście nie zbadałem jak wygląda sytuacja w całej Polsce i nie gwarantuję, że gdzie indziej będzie tak samo.
Przypisy:
(1) http://en.wikipedia.org/wiki/Subsidy#Controversy
Najlepiej iść tam jak najwcześniej rano, bo jest mniej ludzi. A i na ulicach spokojniej. Przydaje się tu wczesne wstawanie.
Ostatnie słowo
Opisałem tutaj moje doświadczenia z kilku miejsc – oczywiście nie zbadałem jak wygląda sytuacja w całej Polsce i nie gwarantuję, że gdzie indziej będzie tak samo.
Przypisy:
(1) http://en.wikipedia.org/wiki/Subsidy#Controversy
Witaj Henryku Minimalisto
OdpowiedzUsuńJak zwykle masz swietne spostrzezenia, przemyslenia i dzialania.
I ja jestem za kupowaniem na bazarkach, gdzie jest swojska miedzyludzka atmosfera (mozna porozmawiac, podyskutowac i milo spedzic czas) a pachnace, swierze owoce i warzywa zachecaja i zapraszaja do ich kupna i posmakowania. Sa znacznie zdrowsze i smaczniejsze niz te ze sklepow, przywozone z daleka i przechowywane w lodowkach gdzie przemarzaja (doznajac szoku) i traca swoje wspaniale smakowe i witaminowe wartosci.
Mysle jednak, ze coraz mniej ludzi docenia wartosc i potrzebe spozywania swierzych warzyw i owocow. Sa tacy, ktorzy chetnie zamieniliby cala NATURE w pigulki, wmawiajac, ze tego wlasnie nam potrzeba aby byc silnym, zdrowym, wydajnym i szczesliwym. Dlatego tez, ci ktorzy w to wierza, sa coraz bardziej slabi i schorowani-Dlaczego?
Ja osobiscie bardzo pragne i tesknie za posiadaniem wlasnego warzywno-owocowego ogrodu, ktory moglabym sama pielegnowac i z niego sporzywac. Zyczylabym sobie jednak, aby nikt nie mial prawa narzucania mi, co i jak mam chodowac i jak pielegnowac (jakimi srodkami niszczyc) moj OGROD.
Szkoda, ze ludzkosc zapomniala lub nie chce pamietac, ze Cala ZIEMIA, jak i Wrzechswiat jest wlasnoscia BOGA. Mamy o te BOZE dziela dbac i je pielegnowac, a nie niszczyc i zasmiecac. BOG dal jednak zapewnienie, ze "zniszczy tych, ktorzy rujnuja Ziemie".
Bardzo ciesze sie ten czas i chwile, gdy Ziemia znowu bedzie wolna od wszelkiego zla i nieprawosci i stanie sie RAJEM dla tych, ktorzy tego pragna i oczekuja.
Wszystkim milosnikom Prawdy, Sprawiedliwosci i Uczciwosci zycze doczekania czasu, gdy z wlasnych ogrodow spozywac bedziemy czyste, swierze i zdrowe, roznorodne warzywa i owoce.
Tobie Henryku Minimalisto rowniez.
Jolanta
Podzielam entuzjazm do własnego ogrodu oraz świeżej i zdrowej żywności. Zwracasz uwagę na to, że Ci co odwracają się od natury chorują. To prawda. Widać to naokoło. Nowotwory, zawały, otyłość i wiele innych problemów - to głównie skutek odwrócenia się od natury.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kolejny ciekawy wpis.
OdpowiedzUsuńWarzyw i owoców w markecie trzeba unikać jak ognia, w większości jest to towar który nie nadaje się do jedzenia. Zwykłe targowiska, czy nawet popularne ostatnio stragany na osiedlach, gdzie rolnik przywozi towar, wystawia i sprzedaje są zdecydowanie najlepsze. No a jeśli chodzi o grzyby to polecam regularne wycieczki do lasu w celu grzybobrania ;]
O warzywach w markecie sprzedawcy czasami mówią: "nie do jedzenia, na sprzedaż".
OdpowiedzUsuńPewnie, że najlepiej pójść do lasu. Podobnie jak najlepiej mieć warzywa i owoce z własnej działki :)
Nie jestem fanka marketowych warzyw i owocow ale mysle ze naiwnoscia jest sadzic, ze rolnik otrzymal swoje plony zupelnie naturalnie, bez chemicznych polepszaczy pt. srodki ochrony roslin, nawozy sztuczne. a ile ich dopal/dosypal wie tylko on sam bo nikt tych warzyw nie kontroluje, w przeciwienstwie do marketowych.
OdpowiedzUsuńAnia
Przepraszam, mialo byc DOLAŁ zamiast dopal. A.
OdpowiedzUsuńPrzecież napisałem o tym, że na targu również zdarzają się pryskane, itp. Natomiast do "kontroli" w marketach to zwykle bardziej bym się przyczepiał niż do warzyw z targów.
OdpowiedzUsuńJadłem orzecha włoskiego, łuskając jednocześnie następnego. A przy okazji opowiedziałem Żonie "traktat o łuskaniu fasoli". A ponieważ kobiety lubią słuchać i być wysłuchane - tak z jedzenia zrobiło się dialogicznie-miłośnie. Przez jedzenie do serca mężczyzny!
OdpowiedzUsuńA nie napisałbyś czegoś, Drogi Minimalisto, o minimalizmie w rozdawnictwie Miłości. (Nie mam tu na myśli "sióstr miłosierdzia".) Na przykład: mniej kochasz - mniej cierpisz; chwała Buddzie! :) I wystarczyłaby nam sama praca, jako miłość uwidoczniona. "Labora" bez "ora", a nawet bez "agape" i "erosa".
O! Albo to - nie kocham, wystarczy poczytać o miłości. Zamiast polędwicy Chateaubriand i wina Chianti - marchewka i mineralna bez gazu! Zamiast "Bacio di Angelo" - własna chata!
Pomyśl o tym - minimalizm w miłości! Może ludzie za bardzo przejmują się tą formą odrealnienia i przydałaby im się jakaś pouczająca dawka mądrości? ;)
ATA - Aktor Teatru Absurdu
P.S. Nie musisz tego postu umieszczać na blogu. Zminimalizuj mi choć swą życzliwość - zabanuj mnie; unicestwij; zdeletuj! Albo wykasuj samogłoski!
> "o minimalizmie w rozdawnictwie Miłości"
OdpowiedzUsuńProszę bardzo: jedna osoba na całe życie, czyli tradycyjne małżeństwo ze wszystkimi jego tradycyjnymi wymaganiami.
> "O! Albo to - nie kocham, wystarczy poczytać o miłości."
Polecam opowiadanie Czechowa „Zakład”.
> "Zamiast polędwicy Chateaubriand i wina Chianti - marchewka i mineralna bez gazu"
Kiedy świat będzie piękniejszy: jak wino Chianti ulotni się z organizmu, czy jak marchewka się strawi?
Oj! "Zakładu" nie mam w dwutomowym zbiorze Czechowa... Ani na www.wolnelektury.pl.
OdpowiedzUsuńRichard Wiseman w książce "59 sekund" cytuje ciekawe badania psychologiczne, z których wynika, że kolekcjonerzy przeżyć są szczęśliwsi od kolekcjonerów rzeczy... To w kwestii miłości, tego wina i marchewki. Czyli niech każdy konsumuje swoje - przeżywając! Ważne są proporcje.
Z tego co mi wiadomo, kobiety wydają nam się zdecydowanie piękniejsze, kiedy się napijemy... To w kwestii piękna tego świata.
A tak w ogóle to pytaniem o minimalizm w miłości chciałem dość przekornie zwrócić uwagę na wszelkie formy skrajności, jakie stwarzają zagrożenia na przykład minimalistom.
Jestem za Miłością. Kochaj i cierp. Ale cierpienie nie musi być takie złe. Cierpienie jako zadanie może być OK. :)
ATA - Aktor Teatru Absurdu
P.S. Tenże Wiseman cytuje inne badania, z których wynika, że lepiej odchudzają się ci, którzy zaczynają posiłek w normalnym tempie, a dopiero później spowalniają szybkość jedzenia. Ciekawe...
Aniu: Rozłożyłem trochę inaczej akcenty w tym artykule. Częściowo skłoniła mnie do tego Twoja uwaga.
OdpowiedzUsuńWitam, do tego postu dolącze jedną konkluzje. Rynki są bardzo dobre pod wzgledem żywności regionalnej oraz świerzego powietrza ale proszę pamiętać by nie brać w łapki od razu 10-20 kg. Mieszkam koło największego rynku w łodzi i codziennie prawie chodzę po świerze warzywa i owoce i widzę sceny osób które ciągną toboły. Na szczęście czesto juz są wózki ale nadal jest dużo targaczy toreb. Przez to zamiast warzywa mają naprawiac , szkodzą, chorobami przeciążeniowymi kręgosłupa.To tylko taka drobna uwaga- lepiej częściej chodzić na rynek ( aktywnosc ruchowa plus swierze powietrze i swierze jedzenie) niż raz na tydzien dwa - targać wiele kilogramów. Rzeczywiscie najlepszym rozwiązaniem są rowery i np sakwy.
OdpowiedzUsuńJeśli natomiast mamy dużo kilo do przeniesienia - proszę pamiętać o równomiernym noszeniu w obu łapkach - oraz podczas samego dzwigania wciągać brzuch - co amortyzuje odcinek lędzwiowy.
pozdrawiam
Adam Orszulak
Słuszne uwagi o kręgosłupie.
OdpowiedzUsuńArtykuł dał do myślenia ,jestem rolnikiem a kupuje w biedronce :(
Usuń